Program peregrynacji Krzyża św. Jana Pawła w parafii pw. Imienia NMP
29 marca 2023
g. 20:00 wprowadzenie Krzyża do bazyliki
Różaniec św.
Msza św.
30 marca 2023
8:00 Msza św
19:00 Czuwanie modlitewne przy Krzyżu prowadzone przez Szkołę Nowej Ewangelizacji św. Jana Pawła II
31 marca 2023
17:00 Droga Krzyżowa dla dzieci
18:00 Msza św
19:00 Miejska Droga Krzyżowa „Śladami kujawskich świadków wiary” Bazylika Imienia NMP – kościół św. Józefa
Wielkopiątkowy Krzyż św. Jana Pawła II to krzyż bardzo szczególny.
Krzyż ten Jan Paweł II trzymał w rękach podczas swojej ostatniej Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek 25 marca 2005 r. w rzymskim Koloseum.
Jan Paweł II nie mógł już w tej Drodze Krzyżowej uczestniczyć osobiście, jednak brał w niej udział za pośrednictwem telewizji trzymając w rękach Krzyż. Wziął go w swoje ręce, ucałował i tulił się do niego, a potem powiedział: „I ja także ofiaruję moje cierpienia, aby dopełnił się Boży plan.”
Zmarł tydzień później, w dniu 2 kwietnia 2005 r.
Chrystusowy Krzyż jest nierozerwalnie związany z naszym życiem.
Jezus nie zostawia nas samych na krzyżu:
„On potrafi przemienić ciemne noce smutku w poranki nadziei. Przyjęty krzyż rodzi zbawienie i owocuje spokojem. Krzyż bez Boga przygniata, z Bogiem daje odkupienie i zbawia.”
(św. Jan Paweł II,1998r.)
HISTORIA KRZYŻA JANA PAWŁA II Z WIELKIEGO PIĄTKU 2005
W roku 1990 w jednej z bieszczadzkich parafii uległa wypadkowi pewna kobieta i nie mogła już chodzić. Około roku 1997 poprosiła męża, który miał uzdolnienia w kierunku rzeźby w drewnie, aby wykonał dla niej krzyż z figurką Chrystusa. Po wykonaniu krzyż zawisnął na ścianie i od tej pory chora mogła jednoczyć się z Chrystusem i znosić po chrześcijańsku swoją chorobę W roku 2000 z tej parafii jechali pielgrzymi do Rzymu na uroczystości Roku Jubileuszowego. Małżonkowie ci spontanicznie podjęli decyzję, aby ten krzyż przekazać Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II.
Następnie ten krzyż znalazł się w apartamentach ks. Mieczysława Mokrzyckiego – osobistego Sekretarza Jan Pawła II. Podczas pamiętnej Drogi Krzyżowej odprawianej w Koloseum w Wielki Piątek 2005 r. Jan Paweł II po raz pierwszy nie uczestniczył w niej osobiście, ale łączył się z jej uczestnikami dzięki przekazowi telewizyjnemu. Pod koniec Drogi Krzyżowej Jan Paweł II poprosił o krzyż. Wtedy ks. Mieczysław poszedł do swojego mieszkania i przyniósł krzyż i podał go papieżowi Było to 8 dni przed śmiercią papieża Papież tulił się do tego krzyża, dotykał go czołem, z trudem utrzymując go w swoich rękach (świadczy to o bardzo ciężkiej chorobie i osłabieniu papieża). Ktoś skomentował to następująco „To nie papież dźwigał krzyż, ale to krzyż wtedy dźwigał papieża”.
Po śmierci Jana Pawła II ks. Mieczysław przekazał ten krzyż swojej mamie Bronisławie. Krzyż ten przez 10 miesięcy odbierał cześć w parafii Kraczkowa koło Łańcuta i prawie przez rok przebywał w Zakopanem na Krzeptówkach nawiedzając stamtąd różne sanktuaria i parafie. Również z Kraczkowej nawiedził m.in. parafie: Cierpisz, Łańcut p.w. Chrystusa Króla, Iwonicz Zdrój, Jarosław – MBKP Radawa, Wiązownica, Nowy Zagórz Niebieszczany, Bukowsko, Trepcza Tarnawa Górna. Zarzecze k. Jarosławia, Wola Rusinowska, Cieszanów, Rzeszów – p.w. Św. Krzyża, Smolarzyny, Lipa, Grzegorzówka, Pruchnik, Leszczawa Dolna. Również klerycy z Seminarium Duchownego w Przemyślu i Rzeszowie mieli okazję adorować ten krzyż. Krzyż przebywał także w Poznaniu pod opieką Ojca Jana Góry przez listopad i grudzień 2007 roku. Nawiedził także parafię Św. Stanisława Kostki w Warszawie na Żoliborzu.
Krzyż peregrynował po parafiach diecezji przemyskiej, archidiecezji wrocławskiej i sosnowieckiej.
Ten krzyż jest dzisiaj na stałe zameldowany w bocznej nawie kościoła we wsi Kraczkowa pod Rzeszowem. Jednak niełatwo go tam zastać. Ciągle jeździ po parafiach, po seminariach i po szpitalach całej Polski. Gdzie się pojawi, tam ludzie padają na kolana i adorują rozpiętego na nim Chrystusa.
Ten krzyż splata historie cierpienia trzech osób. Jana Pawła II, który przytulał się do niego w czasie ostatniej Drogi Krzyżowej. Pani Janiny Trafalskiej, przykutej do wózka od czasu, gdy w wieku 29 lat wypadła z okna. No i Pana Jezusa.
Janka wypada z okna
Człowiek, który go w 1997 roku wyrzeźbił w swoim warsztacie we wsi Stefkowa w Bieszczadach, nie zrobił tego jednak z myślą o Janie Pawle II. Podarował go przykutej do wózka żonie Janinie Trafalskiej. Jej cierpienie zaczęło się nagle. 29-letnia wtedy Janina, mama 6-letniego Sebastiana, chciała umyć okno na pierwszym piętrze. Staszek, jej mąż, wołał z dołu, że to on okno umyje, ale dopiero za chwilę, bo akurat wrze mu woda na kawę. Janka była jednak niecierpliwa i sama zwinnie wskoczyła na parapet. To, co stało się później, trwało krótko jak mgnienie oka. Janina nagle straciła równowagę i runęła w dół. Uderzając o ziemię, uszkodziła sobie kręgosłup. Teraz jeździ na wózku. Przez trzy lata ten krucyfiks wisiał przy łóżku nad głową Janki. Kobieta przemodliła przed nim wiele godzin. Choć być może jeszcze więcej czasu spędziła przed drugim krzyżem, który wisi w kuchni rodziny Trafalskich. – W tym krucyfiksie, który później trafił do Ojca Świętego, jest coś takiego, co mi osobiście pomagało się skupić, skoncentrować na modlitwie. Pamiętam chwile takiej szczególnej modlitwy przed nim – wspomina dzisiaj pani Janka.
Papież dziwnie patrzy
Trzy lata później z pielgrzymką do Watykanu wybierali się mieszkańcy ich gminy Olszanica. Stanisława poproszono, żeby szybko odnowił figurkę, którą wójt zamierzał wręczyć Janowi Pawłowi II. Na renowację było tylko kilka godzin, bo autokar z grupą miał ruszyć po południu tego samego dnia. Janina popatrzyła sceptycznie na figurkę i powiedziała: – Nie żartuj… To dla Ojca Świętego? Weźcie lepiej ten mój krzyż, co u mnie na ścianie wisi. Janina jest z wykształcenia elektronikiem, ale zna się na sztuce, więc powiedziała to bez cienia wątpliwości. Stanisław zdjął więc krzyż ze ściany. – Pożegnajmy się i oddajemy Ojcu Świętemu – powiedział i ucałował krzyż. Po nim ucałowała go Janina. Pielgrzymi z gminy Olszanicy mieli wrażenie, że kiedy wójt Tadeusz Franczyk wręczał krzyż Trafalskich Janowi Pawłowi II, Papież jakoś dziwnie się w niego wpatrywał. Zostało to uwiecznione na zdjęciu.
To dzieło taty?
Janina nigdy nie żałowała, że spontanicznie podarowała Papieżowi swój krzyż. Choć sądziła, że zagubił się wśród tysięcy innych podarunków. – Mąż tylko kiedyś wspominał: „Ciekawe, gdzie teraz ten krzyż jest?”. A ja na to: „Pewnie gdzieś w magazynie. Albo Ojciec Święty komuś go sprezentował” – wspomina. Aż wreszcie nadszedł Wielki Piątek 2005 roku, osiem dni przed śmiercią Jana Pawła II. Papież nie miał już siły, żeby pojechać do Koloseum na Drogę Krzyżową. Brał w niej jednak udział przez modlitwę, w prywatnej kaplicy, w której był też ustawiony telewizor. Jednak przed samym Ojcem Świętym stał krzyż. Papież przytulił się do niego. Arturo Mari powiedział później, że zdjęcie, które wtedy zrobił, mogłoby być symbolem całego pontyfikatu Jana Pawła II. W tym samej chwili Sebastian Trafalski, syn Janiny i Staszka, student warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, wybierał się do kościoła w rodzinnej parafii. Włączył na chwilę telewizor. – Mamo, czy to nie jest krzyż, który wyrzeźbił tata? – zawołał. – Coś ty, takich krzyży są tysiące – spokojnie odpowiedziała z kuchni Janka. Stanisław, który przybiegł z warsztatu, nie miał jednak wątpliwości: to ten, który wyszedł spod jego dłuta.
Krzyż z sypialni
Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, kapelan Jana Pawła II, w książce „Najbardziej lubił wtorki” opowiedział dziennikarce Brygidzie Grysiak, jak wyglądały te chwile w Watykanie. Mówił o chwili, w której modlący się Papież poprosił o krzyż: „Ksiądz Stanisław powiedział, że najlepszy będzie taki lekki, drewniany krzyż, który miałem w swojej sypialni. Pobiegłem na górę. Przyniosłem Ojcu Świętemu ten krzyż”. Wyjaśniło się, co działo się z krzyżem przez te kilka lat. Papież podarował go swojemu kapelanowi. Jan Paweł II trzymał ten krzyż z trudnością, dotykał go czołem. – To nie Papież dźwigał krzyż, to krzyż dźwigał Papieża – skomentował jeden ze świadków. Janina Trafalska uważa, że to wydarzenie było dla niej nagrodą. – Pan Bóg daje nagrody nawet wtedy, gdy na nie człowiek nie zasłuży.
Bo cierpienie jest dla mnie trudne i ja przez wiele lat przeciw niemu się buntowałam. Jak ktoś mówił, że Pan Bóg mnie kocha i daje mi cierpienie, odpowiadałam: „Jak to?! No jak można kogoś kochać i jednocześnie dawać mu coś, co jest złem?” – wspomina. Z czasem jej podejście zmieniało się pod wpływem spotykanych ludzi. Zwłaszcza po rozmowie z nowo wyświęconym księdzem, który został wikarym w jej parafii. – Myślałam, że nie będę go słuchać, że będzie zarozumiały, bo tak nieraz odbierałam zdrowych, którzy mówili mi o cierpieniu. Ten młody ksiądz mówił mi podobne rzeczy, jak inni, ale był przy tym tak przejęty, że zaczęłam go naprawdę słuchać. Powiedział mi, że powinnam moje kalectwo zaakceptować, bo nie mam innego wyjścia. Że skoro Pan Bóg wie, co dla mnie dobre, trzeba cierpienie nie tylko zaakceptować, ale nawet za nie Bogu podziękować – wspomina.